poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Ostatni dzien w DC/ Wielkanoc/Nowa au pair z Polski

Hey, hi, hello ;)

Witam wszystkich po wielkanocnym obzarstwie i przed majowkowym lenistwie :)

Szybciutko cofne sie w czasie do ostatniego dnia w Waszyngtonie i wroce do wydarzen bardziej aktualnych.

W poniedzialek z samego rana wstalysmy razem z Marta i szybko zabralysmy sie za male ogarnianie i przygotowania do wymarszu. Zajelo nam to troszke wiecej czasu niz przypuszczalysmy, zwlaszcza ze ja zawsze takacham ze soba spora ilosc elektroniki tak wiec po calym mieszkaniu byly rozsiane moje ladowarki i sprzet ktory musialam zebrac i sprawdzic po kilka razy czy na pewno wszystko jest :P po krotkim pozeganiu z Phillem i wymianie uprzejmosci ruszylysmy z Marta przed siebie. Godzina byla jeszcze dosc wczesna, wiec udalysmy sie do dinner na sniadanko gdzie czekac mial na nas Adrian, ktory jak to zwykle bywa spoznil sie i przyszedl gdy my powoli konczylysmy swoje sniadania o.O

Postanowilysmy byc jednak tak mile i poczekac az i on pochlonie swoje jedzonko :) po wyjsciu udalismy sie do sklepu z pamiatkami w ktorym spedzilysmy ponad godzine albo i wiecej. Sama nie wiem kiedy ten czas nam zlecial. Wiadomo jak to kobiety nawet w sklepie z souvenirami sa w stanie dac sie pochlonac mani zakupow. Po owocnyn buszowaniu w sklepie, przyszedl czas na zwiedzanie. Jako, ze obie z Marta mialysmy odmienne plany na spedzenie tego dnia, postanowilysmy sie rozdzielic i spotkac przed moim odjazdem. Marta z Adrianem udali sie do archiwow i budynku poczty a ja skierowalam swoje kroki prosto do muzeum Holocaustu. Moje stopy byly juz w troszke lepszym stanie ale mimo to kazdy krok sprawial mi bol, jednak dzieki temu ze bylam juz sama moglam zredukowac tempo do minimum i czlapac sobie spokojnie do muzeum. Tego dnia pogoda dopisala. Swiecilo piekne slonko, temperatura powoli rosla, w sam raz na krotki spacer :D






Po 20 minutowym spacerku dotarlam do muzeum, poczatkowo nie zrobilo ono na mnie wieszkego wrazenia. Duzy przeszklony hol, na wejsciu zostaje sie poddanym w miare szczegulowej rewizji osobistej w kolo pelno ludzi, zauwazyc mozna tez ze przewazajaca czesc obslugi jest pochodzenia Zydowskiego. Poczatek zwiedzania rozpoczyna sie od zapoznania z historia malego chlopca imieniem Daniel i jego rodziny ktorzy padli ofiara holocaustu.


























Nie mam zamiaru zaglebiac sie tu w tematyke historyczna i rozwazania na temat wydarzen II Wojny Swiatowej Jedyne co moge powiedziec, to wyrazic wlasna opinie na temat muzeum, ktore wedlug mnie zaprojektowane jest w sposob przemyslany i bardzo czytelnie obrazuje sytuacje panujaca w obozach koncentracyjnych. Na pewno warto jest poswiecic chwile, bedac w Waszyngtonie i zajrzec tam.










Na drugim pietrze gdzie znajdowala sie cala wystawa niestety nie wolno bylo wykonywac zdjec, stad tez tylko kilka tych ktore szybko udalo mi sie pstryknac. W muzeum znalazlo sie nawet miejsce na wystawe poswiecona Polsce i Polakom, ktorzy ucierpieli podczas wojny. Na ostatnim zdjeciu znajduje sie plomien poswiecony wszystkim poleglym. 

 Po zwiedzaniu muzeum bylam tak zmeczona, ze ruszylam prosto na dworzec gdzie mialam zobaczyc sie z Marta. Po okolo godzinie dotarla do mnie Marta, zjadlysmy wspolny lunch, objadlysmy sie lodami i w droge. Ja do NYC a Marta do nowym hostow z ktorymi miala spedzic ostatnia noc. Droga powrotna minela mi dosc szybko, nim sie obejzalam a juz bylam w metrze, ktorym dojechalam na Grand Central a z tamtad prosto do Greenwich gdzie czekal na mnie moj host tata. Jak widac ten ostatni dzien byl w miare lajtowy, poszlam tylko do muzeum a pozniej odpoczywalam na dworcu :)

Wyjazd byl na prawde udany, jak na wycieczke na ktora musialam zdecydowac sie bardzo szybko i nie mialam za duzo czasu na zastanowienie sie co chcialabym zobaczyc dokladnie uwazam, ze bylo super. Mialam siwetnych kompanow, widzialam calkiem duzo i ogolnie jestem bardzo zadowolona i na pewno bede jeszcze dlugo wspominala te trzy dni :)

Dobra teraz troszke bardziej aktualnie :) tydzien temu mielismy Easter!! Wohohoho :D niestety w USA Wielkanoc nie trwa 2 dni i ogólnie wgl jakoś tu tej Wielkanocy nie widać, jest ale jakby jej nie było. Z wyjątkiem wszechobecnej komercji, drzewek obwieszonych jajkami i ozdób w ogródkach zero śladu jakich kolwiek świąt. Ja mam to szczęście, że moja rodzinka obchodzi Wielkanoc wiec dla nas ten dzien nie wyglądał jak kazdy inny dzien. Jak na mnie przystało, oczywiście pol soboty spędziłam w moim ulubionym pomieszczeniu w domu a mianowicie kuchni i upiekłam drożdżową babę i babkę piaskową :)  rano w niedziele, odświetnie ubrani udaliśmy sie do kościoła. Jako, ze moj host jest prezbiterianinem a hostka katoliczką, to w tym roku wypadło na msze w kościele prezbiterianskim. Dla mnie to były pierwsze swieta bez rodziny wiec, zdecydowałam ze zgodnie z tradycjom pójdę normalnie do kościoła katolickiego, a prezbiterian zostawię sobie na bliżej nieokreśloną przyszłość ;)

Jak przystało na Wielkanoc dzieci odwiedzane sa przez zajączka ( w Polsce, w stanach nie ma takiej tradycji ) i tu miła niespodzianka bo do mnie zawitał jednak zajączek. Nie jestm juz dzieckiem co prawda, ale moja hostka dobrze wiedząc o tym zwyczaju przygotowała dla mnie małe co nieco <3 



Tym o to sposobem dostałam kartę podarunkową na zrobienie paznokci, karnet na siłownie, uroczą kartkę wielkanocną z miłymi życzeniami i słodkości. 

Po mszy, zrobiliśmy krótką sesje zdjęciową przed domem i ruszyliśmy  do rodziców mojej hostki na obiad wielkanocny ( w Stanach zamiast śniadania, podaje się wystawny obiad ) po przyjeździe do dziadków dostałam kolejną porcję słodkości i rozpoczęliśmy przygotowania przed przyjściem gości :) Musze powiedzieć, że to było moja pierwsza Wielkanoc tak różnorodna pod względem kulturowym. Wśród gości była Kubanka i małżeństwo pochodzenia żydowskiego, a z radia wesoła pobrzmiewała polka :P był to bardzo rodzinny i miły dzień, a na stole królowały polskie potrawy <3 Babcia N. spędziła, aż 1,5 godziny stojąc w kolejce w Polskim sklepie i to jeszcze nie na greenpoincie w Garfield, NJ. Okazuje się, że w USA jest więcej Polaków niż mi się wydawało. 









Potrawy na stole ciagle sie zmieniały dlatego tez musiałabym robić ciagle nowe zdjęcia, co nie miało większego sensu. W każdym bądź razie, tradycyjnie był żurek, jajka, pyszne pieczone mięsko, sałatka, biała kiełbasa i wszystko czego dusza zapragnie. Tego dnia doceniłam jeszcze bardziej to, że jedno z moich hostów jest pochodzenia Polskiego i moge ten dzień przeżyć w prawdziwej rodzinnej atmosferze. Oczywiście każdy chciał też porozmawiać z moimi rodzicami i złożyć im życzenia co uważam, że było bardzo miłe. I tak przez kilka minut wymieniali się, najpierw babcia, pózniej dziadek a na koniec moja hostka z małą N :) objadłam się jak zawsze, myślałam że pęknę ale wszystko było tak pyszne i tak pięknie wygladało, że trudno było się oprzeć :P  Po obiado-kolacji pożegnaliśmy sie i ruszyliśmy całą 4 do domu, po drodze wymieniając się śmiesznymi historiami z naszego życia i śmiejąc w niebo głosy. To była na prawdę bardzo udana Wielkanoc i szczerze mogę powiedzieć, że czuję się pełnoprawnym członkiem tej wspaniałej rodziny! Oczywiście, nie obyło się też bez odrobiny smutku gdy rano rozmawiałam z całą moją rodzinką w Polsce, która właśnie skończyła śniadanie. Jednak bez względu na wszystko i czasem doskwierający smutek jestem bardzo szczęśliwa i ciesze się że jestem tu gdzie jestem i że zdecydowałam sie na ten wyjazd :))

Tydzień temu do mojego ślicznego miasteczka zawitała nowa au pair z Polski - Kinga! Z czego jestem bardzo zadowolona, nasza au pairkowa Polonia coraz bardziej się rozrasta :) z Kingą wybrałyśmy się w sobotę do kina na film Other Woman, ktory szczerze każdemu polecam. Bawiłam się swietnie, dużo się śmiałam i ogólnie porządnie naładowałam baterie na ten tydzień! Był, popcorn, cola, babskie pogawędki i wspólna kolacja. Nic dodać nic ująć, byle więcej takich wyjść w tak miłym gronie.

Xoxo
All the best,
D :*

piątek, 18 kwietnia 2014

Waszyngtonu ciag dalszy :)

Czesc Wam!! :)

Jak juz wczesniej pisalam, kolejna notka miala byc o tym jak spedzilam reszte czasu w DC! ^^

Ok, tak wiec po dosc krotkim snie, obudzilysmy sie z Marta kolo godziny 7 o dziwo w miare wypoczete gotowe na dalsze podbijanie miasta i odkrywanie jego zakamarkow. Dzien wczesniej Phill obiecal nam,  ze zabierze nas do miasta i pokaze co trzeba. Niestety rano okazalo sie, ze Phill musi zabrac sie do nauki na egzamin, ktory mial odbyc sie w przyszly wtorek (dla ciekawskich, Phill ubiegal sie o licencje pilota)

Pierwszy lot Marty pod bacznym okiem Philla


Nie powiem, troche bylam rozczarowana tym ze Phill nas nigdzie nie zabierze. Po pierwsze, byl fanatstycznym przewodnikiem i mimo ogormnego slowotoku, ktory niekiedy doprowadzal mnie do szalu (Marta, dobrze wie jak sie irytowalam xD) przekazal nam wszystkie najistotniejsze informacje na temat miasta, powiedzial co warto zobaczyc, czego lepiej unikac. Po drugie, mialam te nieszczesne pecherze na stopach i nie bede tu nikogo oszukiwala, zwyczajnie moj wewnetrzy egoizm wzial gory i chcialam wozic dupsko cieplym autem, a nie dralowac wszedzie z kapcia. Co wiecej, Dominika nie zawsze ma najmadrzejsze pomysly i tym razem wpadlo mi do glowy, ze warto zalozyc spodniczke bo w koncu beda zdjecia xD co tam, ze dzien nie zapowiadal sie zbyt cieplo. Hehh.. kolejny powod dla ktorego milo byloby mi jezdzic autem :P

Ok, tu kolejny punkt dla Philla. Chlopaczyna, chyba troche zle sie poczul z tym ze wczesniej obiecal pokazac nam miasta a teraz nie moze, ze oznajmil nam, iz podrzuci nas gdzies w okolice Kapitolu czy gdzie tam bedziemy chcialy. Hihihihi, przynajmniej na poczatku moglam sobie wygodnie posiedziec, podziwiajac DC zza szyby samochodu i wsluchujac sie w opowiesci Philla. Hahha, ok wcale go nie sluchalam! Jakos odlecialam, myslami gdzies mega daleko i co jakis czas tylko docieraly do mnie skrawki konwersacji ktora prowadzil z Marta. Nie chcialam byc nie mila, tak wiec co jakis czas wtracalam.. Aha, Hmm, Ohh, WOW! Yhy.. itd ;)

Po okolo 15-30 min jazdy autem i pokazania nam wszystkich najwazniejszych atrakcji Waszyngtonu, Phill wyrzucil nas pod kapitolem i zyczyl milego dnia, obiecujac ze spotkamy sie pozniej na jakies jedzonko :) Tralalala, jak tylko poczulam przeszywajace mnie zimno. Nie byl, to orzezwiajacy poranny wiaterek, wrecz mrozne wietrzycho. Zatesknilam za gadaniem Philla i jego cieplym samochodem. No, ale jak to Martusia mowi - My Polki nigdy sie nie damy i jestesmy twarde dziolchy, nic nam nie straszne. Nie mialysmy wiekszego wyboru jak dziarsko ruszyc przed siebie, probojac opatulic sie kurtkami i oslaniac od wiatru. Zreszta hello, przyjachylysmy cos zobaczyc. Nie ma jojczenia, trzeba zwiedzac, tak wiec witaj Kapitolu!!



 Ku potomnosci, fotka na tle Kapitolu :D

Po drodze okrazajac Kapitol, natknelysmy sie na Sad Najwyzszy i Biblioteke Kongresu :)



 But first, let me take a selfie xD



Hi Marta! :*

 Szybkie podciecie wlosow.. ^^

Po kilku fotkach, ruszylysmy w dalsza droge... Nie za dlugo jednak szlysmy, zaczelobyc nam tak zimno ze jedyna mysl jaka przychodzila nam do glowy to schowac sie gdzies i wypic jakas kawke, czy cieplo czekolade w moim przypadku ;) Troche sie pokrecilysmy, zagadalysmy do pana policjanta gdzie jest najblizszy Starbucks, wyrzucilysmy z siebie wszystkie zale na caly swiat i trafilysmy do Dinner <3 (na szczescie nie do Starbucks'a! dla mnie jako osoby ktory przez osatnie 2-3 lata chodzila tam prawie w kazdy piatek, na sama mysl o koniecznosci chodzenia tam rowniez w USA robi mi sie niedobrze) po wypiciu czegos cieplego, rozgrzaniu sie, wciagniecu bagels z serkiem (Dominika cale zycie nienajedzona :P) ruszylysmy znow na szlak. Tym sposobem, znow trafilysmy pod Kapitol, tym razem z drugiej strony.






Nie dajcie sie zwiesc tym usmiechnietym minom, dlonie mialysmy skostniale a ja autentycznie czulam jak mi tluszczyk w udzikach zamarza ;P Musialysmy z Marta, troszke podkrecic tempo. Jak widac pogoda nadal niedopisywala, nie zwiedzalo sie za przyjemnie, zreszta Adrian o ktorym wspominalam w ostatniej notce mial spotkac sie z nami pod Bialym Domem. Strzelilysmy po drodze jeszcze kilka fotek i skrecilysmy w strone Bialego Domu, na krotka wizyte u Obamy :D

Krotki rzut oka jeszcze raz na Kapitol

Washington Monument :)


Na tle Smithsonian Castle

Selfie z washington monument :)

Blondynki w DC!! :)
Witaj Panie Prezydencie!

W koncu wybawilysmy Adriana, biedny marzl czekajac na nas. Troche nam zeszlo przez te ciagle zdjecie ;)




Jako, ze wszystkim powoli zaczal doskwierac glod a pora byla najwyzsza na jakis lunch. Zaczelismy szukac najblizszej restautacji, lub chociazby jakiegos baru z kanapkami.


Po szybkim posilku, ruszilysmy w strone Washington Monument, nastepnie przez World War II Mermorial do Lincoln Memorial gdzie czekac mial na nas Phill.








Od lewej: Adrian, Marta i Phill



Nie ma nic lepszego jak towarzystwo dwoch Polek :))wystarczy tylko spojrzec na usmiech Philla :P

Specjalnie dla Marty, ktora uwaza ze to slodkie :D

Najlepsza ekipa!!!
 

Wietnam Memorial


Martin L King Memorial

Z Lincoln Memorial, ruszylysmy prosto do Air and Space Museum Smithsonian Institut. Po drodze minelismy Wietnam Memorial i Martin L King Memorial z ktorego byl piekny widok na Jefferson Memorial. Szczerze?? Mialam dosyc, nogi weszly mi w tylek, stopy pulsowaly, na dworze bylo zimno. Jedyne o czym marzylam to walnac sie w lozku i nie musiec z niego wychodzic przez najblizszy czas albo uciac sobie stopy. Jakbym mogla to chyba nawet wybralabym czolganie sie albo chociaz marsz na bosaka. Jeczaca, zla na siebie za zalozenie nowych nie rozchodzonych butow zamiast zabrania ze soba wygodnych adidasow, jeczaca i marudzaca w koncu doszlam do muzeum i od razu walnelam sie w holu na lawke:)) Ku mojemu szczesciu wszyscy pozostali rowniez mieli dosyc tego chodzenia, zimna i tak jak ja chcieli wracac. Dalismy sobie na muezum ok 1,5 godziny plus kilka minut na drobne zakupy w sklepie z pamiatkami. Muzeum na szczescie do najwiekszych nie nalezalo, jednak jest jednym z ciekawszych muzeow lotnictwa i kosmonautyki w jakich bylam i jestem zla bo ze wzgledu na te felerne stopy nie bylam w stanie docecnic wszystkiego co oferowalo muzeum. Jednak nic straconego, jak juz wczesniej wspominalam bilety do Instytuty Smithsona sa za darmo, Waszyngton mam zamiar odwiedzic przynajmniej raz jeszcze wiec muzeum bedzie z pewnoscia jednym z pretekstow by poraz kolejny sie tam wybrac :)












 Nie chce Was bardziej zawalac zdjeciami, wrzucilam tylko kilka na szybko wybranych ale wierzcie mi na slowo, ze muzeum jest swietne. Po muzeum ruszylismy na szybkie ciastko do francuskiej cukierni <3 a z tamtad prosto do metra i bziuuuum do mieszkania Philla. Adrian mial w planach nauke, tak wiec nie dolaczyl do nas. 

Gdy dotarlismy do domu, zrobilismy sobie krotki odpoczynek. Dostalam masc na odciski, bo moje stopy wrecz umieraly. Troche pogadalismy, ustalilismy co zamierzamy robic wieczorem i ruszylismy na wieczorny objazd po DC! Naszym pierwszym przystankiem byl Four Sesons w ktorym mialysmy z Marta mozliwosc podziwiania Waszyngtonu z okien restauracji ktora znajdowala sie na najwyzszym pietrze.



W hotelu odbywala sie konferencja tak wiec mielismy tylko chwile zeby wtopic sie w tlum zrobic kilka zdjec i jechac dalej.
 Szybka fotka z Phillem pod hotelem ;)


Kolejnym celem naszej podrozy byl cmentarz w Arlington. Niestety okazalo sie ze jest otwarty tylko do godziny 17 i nie mozemy wejsc. Nie wiedzialysmy za bardzo co chcemy robic i gdzie jechac, dlatego tez Phill dal nam dwie opcje albo jedziemy na lotnisko zobaczyc jak samoloty sobie odlatuja stojac w miejscu ktore nie jest ogolnie dostepe, albo mozemy jechac do hotelu W, ktory znajduje sie vis a vis Bialego Domu, dzieli je doslownie jeden budynek, ale jest to jedyne miejsce w calym Waszyngtonie z ktorego tak dobrze widac Bialy Dom z gory i z bliska. Dlugo sie nie zastanawialysmy i wybralysmy opcje z hotelem :) przed wejsciem do hotelu, zostalysmy jeszcze szybko przeinstruowane, ze mamy ogolnie zadzierac nosa i sie nie krepowac, pokazywac wszem i wobec ze jak najbardziej pasujemy do tego hotelu i towarzystwa znajdujacego sie wewnatrz, a jakby kto pytal przyjechalysmy w szybkie odwiedziny do mojego taty. Hehh, wszystko fajnie poza tym ze chcialo mi sie smiac i myslalam ze sie nie powstrzymam. Gdy podjechalismy pod hotel, Phill rzucil tylko do boya hotelowego szybkie - "przywiozlem dziewczyny na chwile, zostawiam samochod pod hotelem" szok, koles wzial kluczyki jak gdyby nigdy nic a my szybkciutko weszlismy do hotelu, znow wjechalismy na sama gore, kilka zdjec i w dol. Nie bylo tak strasznie, mysle ze nawet nikt zbytnio na nas nie zwrocil uwagi. Mialysmy okazje zajrzec Barakowi w okna :P





 Nie bylo jeszcze tak ciemno i przenikliwie zimno (przebaralysmy sie w cieplejsze ciuchy:P) tak wiec postanowilysmy zobaczyc z Marta memorialy noca. Phill podrzucil nas pod washington monument, a sam ruszyl do domu dalej sie uczyc. Tu znowu standardowo, troszke sie pokrecilysmy, porobilysmy fotki, pech chcial ze bateria w moim aparacie po kilku minutach padla z wycienczenia :/ pogadalysmy, poruszylysmy tematy wazne i bezsensowne :P i ruszylysmy w droge powrotna do metra, coby tu jednak nie zamarznac bo na noc zaczelo sie robic potwornie zimno i nawet cieple ciuchy nie pomagaly. W metrze rozlozylysmy sie z Marta na siedzonkach, nie minelo kilka minut i juz bylysmy na miejscu. Poczlapalysmy do mieszkanka, raz dwa, szybki prysznic, kilka slow z Phillem i do spania, bo ja nastepnego dnia wracalam do domciu a Marta na ostatnia noc zmieniala hostow. Teraz kilka fotem z wieczoru i zegnam sie z Wami, by jutro opisac jak wygladal nasz poniedzialek ;)









Xoxo
All the best,
D :*