piątek, 30 maja 2014

Dwa pierwsze tygodnie maja

Hejka!

Witam Was po miesiecznej pzerwie. Niestety troche sie ociagalam z napisaniem notek, ale niestety nie mialam ani czasu i sil w ostatnim miesiacu. Mala zabkuje i troche dawala mi w kosc, tak wiec kazda wolna chwile spedzalam na odpoczywaniu i probie zrelaksowania sie w miare mozliwosci.

W zwiazku z przerwa musze sie cofnac troszke w czasie, mam nadzieje ze w ciagu kilku dni uda mi sie nadrobic wszystkie zaleglosci i przejsc do rzeczy bierzacych. Licze, ze jeszcze nie zapomnieliscie o mnie i moich wypocinach ;)

Pierwszy weekend majowy, okazal sie dosc cieply i bardzo sloneczny. Poczatkowo w planach byl Festival of Colors, ale jako ze troche nie widzialam sie juz z Marta i dolaczyc w sobote miala tez do nas Nadia. Postanowilam zapytac sie Marty, co ona na to gdybysmy zmienily troche plany i zamiast spotkac sie na glosnej imprezie, wybraly na Coney Island. Gdzie bedziemy mogly troche poszalec, polenic sie na plazy i co najwazniejsze pogadac i lepiej poznac sie z Nadia. Dzieki temu, ze Adrian mial tez nam towarzyszyc udalo, sie nam zaoszczedzic troche kaski na biletach gdyz A. znalazl bilety w bardzo okazyjnej cenie na grouponie.

Okolo godziny 10 o ile dobrze pamietam, umowilismy sie tradycjnie w Diner na jakies sniadanko :)
Ja spotkalam sie wczesniej z Nadia na Grand Central skad poczlapalysmy w kierunku Penn Station i jedzonka <3


Z M! Wiadomo usmiechniete ryjki bo podali zarelko :P

Najedzeni, ruszylismy prosto w kierunku metra i lini F, ktora zawiozla nas prosto na Coney Island.
Tragedia.. :/ podroz metrem trwala ponad 40 minut!! Jedyny plus jazdy metrem to to, ze moglysmy sobie w spokoju poplotkowac i to jeszcze po polsku bo Adrian ucial sobie drzemke i przespal cala podroz.

Jedna rozmowa za druga, obgadanie kilku pasazerow, podzielenie sie wrazeniami z aupairskiego zycia iiii.. ^^ no i jestesmy. W koncu! Pierwsze kroki skierowalysmy w kierunku kibelka, czemu o tym pisze..? Ludzie wszedzie sa tacy sami, czy to w Stanach czy w Europie. Wszedzie taki sam syf i pomyslec, ze to damska lazienka. Papieru w kiblu brak, smrod i brud nie z tej ziemi. Feee..!!

Po drodze do wesolego miasteczka wita nas sklep z roznego rodzaju slodkosciami. Poczawszy od miliona roznych zelkow konczac na cukierkowych ludzikach i zabawkach dla dziecie.



 Jestesmy!!

od lewej: ja, Nadia, Adrian

Siema, siema!
Witajcie na Coney Island :) 







Jak ktos ogladal Ekipe z New Jersey, to z pewnoscia widzi podobienstwo miedzy Coney Island a Jersey Shore - licze, ze niedlugo zawitam na Jersey Shore.

Z nieba powoli zaczynal sie lac coraz wiekszy zar, dlatego tez postanowilismy klapnac na plazy i wystawic buzki do slonca. Co dzieje sie gdy w jednym miejscu pojawiaja sie trzy dziewczyny, jest piekna pogoda i aparat..? Czas na selfie i mala sesje xD


Laseczki.. :P

 Hej Martus! :)

 Latam :))

 Nie kazdy umiec byc powazny do zdjecia :D



 Podobno robienie duzych ilosci SELFIE swiadczny o powaznych zaburzeniach psychicznych.. ^^
Patrzac na te zdjecia, powoli zaczynam w to wierzyc!! :D
 Marta i woda ;)













 Mialobyc piekne zdjecie, niestety woda przeszkodzila i trzeba bylo uciekac :D

 Ooo jakie laseczki znalazlam na plazy <3


 Naszym syrkom tez nalezy sie maly odpoczynek :)


Koniec ryjkow, czas na troche tekstu i zdjec otoczenia :)






Po krotkiej sesji zdjeciowej skierowalismy nasze kroki w kierunku karuzel. Ogolnie otoczenie jest calkiem przyjemne, pomijajac kilka obskornych blokow usytuowanych przy samej promenadzie w ktorych mieszcza sie mieszkania dla lokalnej biedoty. Samo wesole miasteczko nie robi jakiegos oszalamiajacego wrazenia, przynajmniej dla mnie. Wiadomo jest to kolejne ciekawe miejsce do odchaczenia z listy tych ktore chcialam zobaczyc w NYC, ale drugi raz raczej tam juz nie wroce. Co najwyzej tylko jak odwiedzi mnie moja rodzinka z Polski. Caly park  jest dosc stary, a karuzele swoim wygladem bardziej przypominaja obwozne wesole miasteczka niz stacjonarne luna parki z ktorymi mialam niejednokrotnie do czynienia w Europie. Jest to fajna zabawa na dwie, trzy godziny. Przy dluzszym pobycie idzie sie wynudzic, dla mnie osobiscie byly to bardziej atrakcje dla dzieci niz dla doroslych. Zaliczylismy najslynniejsza karuzele na Coney Island zwana Cyclone, pokrecilismy sie troche po parku, zmierzylismy w pojedynku na strzelanie woda do celu, posmialismy sie i postanowilismy wyruszyc w droge powrotna do miasta. Niestety pogoda zaczela sie psuc, zrobilo sie chlodno a zoladek domagal sie jedzenia. 

Mysle ze pobyt w wesolym miasteczku okazal sie najbardziej przelomowy dla naszej kochanej Nadii. Biedna musiala sie zmierzyc kilka razy ze swoim strachem i wsiasc na karuzele z nami, ale dala rade z czego bardzo sie ciesze :)



Na kolacje postanowilismy sie wybrac do Greenwich Village. Po kilku minutach chodzenia zdecydowalismy sie na Brazylijska restauracje (kolejna kuchnia swiata poznana ) Jak sie okazalo w srodku, ceny nie nalezaly do najnizszych ale mimo to kazdy wybral cos dla siebie (; 

 Moja kolacja, zapomnialam juz co jadlam xD a po drugiej stronie zarelko Nadii :)


Po kolacji spokjnym spacerkiem wybralismy sie w strone Times Square skad ja ruszylam w kierunku Bus Port Authority Terminal w kierunku Englewood Cliffs, NJ gdzie w domu swoich rodzicow czekala na mnie hostka z mala N. Nadia ruszyla na Grand Central a Marta z Adrianem na Penn Station. 

W ten o to sposob minela mi sobota, niedziele sie lenilam a pozniej przyszedl pracujacy tydzien i jakos poszlo. W nastepny weekend mial byc babski wieczor, ale niestety Marta nie mogla przyjechac do mnie bo jej hosci prosili zeby byla w miare blisko wiec tylko Nadia wpadla do mnie :)
Piatkowy wieczor spedzilysmy przed tv gadajac i wciagajac tajski zarcie. W sobote czekala nas ranna pobudka bo w planie mialysmy calodziennie zakupy w outlecie w Elizabeth, NJ 
Zeczywiscie zakupy okazaly sie jak najbardziej calodzienne i mimo calego dnia spedzonego w sklepie nie udalo nam sie zajsc do wszystkich sklepow. Syndrom zakupoholiczki dal o sobie silnie znac i z pelnym bagaznikiem toreb z roznych sklepow ruszylysmy w droge powrotna do Greenwich, CT. Po drodze mialysmy troche przygod, jako ze chcialam wracac inaczej niz mowi nawigacja a bylo juz ciemno, to pomieszaly mi sie zjazdy i skrecilam nie tam gdzie trzeba, pozniej pod kola wladowal mi sie ogromny jelen. Dobrze ze nie jechalam szybko bo roztrzaskalby mi caly samochod. Nastepnie okazalo sie ze czekoladni ktore Nadia wsadzila do schowka byly zle zamkniete i wszystko przez wysoka temp. na zewnatrz roztopilo sie i wyplynelo na dokumenty ktore mialam w schowku  :/ niedziele poraz kolejny postanowilam spedzic leniwie. Od rana siedzialam przed tv i ogladalam moje uluione komedie romantyczne, jedna za druga :) po poludniu postanowilam sie ubrac i pojechac do miasta spotkac sie z kolezanka ktora, jak sie okazalo po dwoch tygodniach od przylotu musi isc w rematch :( tak o to minal kolejny weekend

O tym co dzialo sie pozniej opisze w kolejnej notce :)

xoxo
All the best,
D :**
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz